niedziela, 30 czerwca 2013

Mama też człowiek, czyli o potrzebie pisania. Cz.I

W mieszkaniu wisi Obraz-Talizman. Malowany specjalnie dla Nas. Przypomina, że ma pisać!
Fragment Obrazu
Niejedna podróż, ciekawa praca i plan na życie. Zawsze to samo marzenie.
Dzisiaj siadam do komputera. Jest niedzielny wieczór, a ja jak setki matek zaczynam pisać, podglądać, czytać, komentować, zapraszać. Zajmuje mi to sporą część wolnego wieczoru, czasu tylko dla mnie. Dla F. Czasu, kiedy M. śpi i można zasmakować namiastki tego, co było. Dlaczego nie otworzę książki, nie zrobię sobie kąpieli, nie zasnę w Savasanie?
Zadaję sobie te pytania? Idę dalej zastanawiając się, dlaczego Mamy w ogóle piszą, o czym piszą? O czym ja chcę pisać? Po co mi ta przestrzeń?
Kilka lat temu mieszkałam w Gruzji. Przez ten czas pisałam bloga, który miał być moją formą kontaktu z najbliższymi. Szybko okazało się, że miałam o wiele więcej czytelników. To nie było miejsce dla  podróżników, ciekawych co warto zwiedzić, ani dla historyków czy miłośników Gruzji. Blog przyjmował moje rozważania, tęsknotę, niezgodę, odnajdywanie radości, celu, siebie, miłości do ludzi, tańca...Niektóre teksty były tłumaczone na angielski, gruziński i żyły własnym życiem. Po powrocie do Polski zaczęłam żyć Tutaj. Blog zniknął z przestrzeni.
Wracam. Kolejna podróż. Najważniejsza, najpiękniejsza i najtrudniejsza. Macierzyństwo. Ekstremalny brak czasu dla mnie. Może dlatego zaczynam?
Zastanawiam się o czym pisać, w którą stronę iść. Moje plany padają, kiedy stukam w klawisze. Podpatruję inne mamy. Recenzują, reklamują, konkursy ogłaszają... Staram się odnaleźć w przestrzeni, którą poznaję. Kiedyś było inaczej.
Przecież chcę być czytana, co mam do zaoferowania?
Zdecydowałam nie udostępniać zdjęć M., choć to właśnie on jest pretekstem do powstania tej przestrzeni. Zresztą zdjęcia nie są celem tego miejsca.
Chciałam pisać jako Mama. Mirona Mama. Dla Mam. Nie wychodzi mi jednak pisanie o pieluchach, karmieniu, bobo kosmetykach (choć się nie zarzekam). Nie czuję w sobie siły (i nie mam umiejętności) do robienia setek zdjęć, obrabiania ich potem, wybierania. Fotografowania każdego koktajlu, paluszka, trawy źdźbła. Po raz kolejny zadaję sobie pytania dlaczego? Jak? Po co? Odnajduję odpowiedź dobrze sobie znaną: "moje rozważania, tęsknotę, niezgodę, odnajdywanie radości, celu, siebie, miłości do ludzi, tańca..."(cytat zaczerpnięty z 10 linijki tego tekstu).
Piszę dla Mam. Mama też człowiek.
A człowiek to też mama!

środa, 26 czerwca 2013

Ciągle pada, czyli jak nie dać się senności mamy i nudzie Mirona

Stuk, stuk o parapet. Nie chce się wstawać, jeszcze chwilka, 5 minut. Obracasz się na drugi bok i po pięciu minutach doliczasz kolejne. W końcu trzeba wstać. Robisz lekki makijaż, włosy fajnie związujesz, zakładasz coś kolorowego, żeby ten dzień rozjaśnić i w pelerynie w grochy czmychasz zielonym rowerem po kałużach miasta. W ciągu dnia marzysz o powrocie do domu, kiedy to wskakujesz pod koc z książką i ciepłą herbatą imbirową i tak trwasz przez wiele godzin.
Stuk, stuk o parapet. Teraz naprawdę! Nie chce się wstać, ale M. nie daje za wygraną. Nudzi się, już go nie cieszą moje całuski, przytulaki, Miś Pingo. Nawet nie chce jeść. Trzeba wstać! Wleczemy się na przewijak, tam nieco radośniej, tylko nie patrz w prawo, nie patrz w prawo MATKO! Tam pada, leje, urwanie chmury, O, MATKO! Robię leki makijaż (konkretnie korektor pod oczy), związuję fajnie włosy (konkretnie robię z chusty turban), zakładam coś kolorowego (jeden różowy awaryjny sweterek na tę okazję) i ... (tutaj kończy się podobieństwo z tekstem powyżej) - przygotowuję broń do walki z deszczem, sennością i nudą.
Liczba osób biorących udział w walce: cztery. Ok, nie liczmy dwóch psów, które przesypiają cały dzień, jakby nie mogły się jakoś wczuć w sytuację, że nie wypada, że może należy coś zrobić, zaproponować, Nie, śpią! Czyli ja i M. Przypominam, że M. ma cztery i pół miesiąca! Ho, ho...

Zaczynamy od sposobów siedzących:

  • czytanie prostych, rymowanych wierszyków (najlepiej nam to wychodzi z nieśmiertelnym i nienudzącym się Brzechwą, a przy okazji wiele wierszyków zna się na pamięć), modulowanie przy tym głosem, żeby było jak najśmieszniej. 
  • oglądanie książeczek kontrastowych i opowiadanie dziecku o obrazkach (nawet nie podejrzewałam siebie o taki historie zwykłej o ławce). Co prawda na książeczkach widnieje oznaczenie 3+, jednak my bawiliśmy się nimi już po pierwszym miesiącu i sprawdzały się znakomicie, teraz już tak bardzo nie interesują (nie zajmują M. na dłużej:).
  • samodzielna zabawa literaturą, czyli wszelkie bezpieczne, miękkie, piankowe, materiałowe, przeznaczone do kąpieli książeczki, które głównie lądują w ustach M. 
  • no i robienie minek, min, gruchotów, bzyków, zdziwień, śmiech, śmiech, śmiech - ma być wesoło (tak pewnie powiedziałby M.).
Na plecach i brzuchu:

  • zabawy na macie edukacyjnej - szczerze mówiąc sprawdza nam się średnio, chyba, że M. jest w nastroju narcystycznym i przygląda się sobie w lustrze.
  • wszelkie masażyki dziecięce wspomagane wierszykami, w stylu: "Idzie Pani na szpileczkach".** 
  • masaż Shantala (najczęściej wykonujemy go na przewijaku po przebudzeniu, bo wtedy M. jest najbardziej wypoczęty i spokojny - nasz rytuał). 
Pionizujemy się:

  •  Tańce, tańce, tańce... kiedy M. był młodszy sprawdzały się pląsy w chuście. Teraz przodem do lustra, góra, dół, na boki, szybko wolno, kręcimy się,... śmiech, śmiech, śmiech - ma być wesoło!
  • zwiedzanie mieszkania - czyli ciekawa biblioteczka (przy okazji można sobie przypomnieć, co łapie kurz w mieszkaniu), zdjęcia, na których M. rozpoznaje siebie, kuchnia, łazienka i kto co ma. Można spróbować sypialnię, położyć się na łóżku, nakarmić, wyciszyć malca...zasnął. To i my zaśnijmy. Wariant drugi - wracamy do kuchni, robimy kolejną kawę zbożową i...
  • śpiewanie piosenek - możemy się wspomagać gotowymi nagraniami lub śpiewać z pamięci albo improwizować (robimy jedno i drugie ale zdecydowanie wolimy improwizację!)
Poza domem:

  • Basen, czyli ciapu, ciapu, ciap (u nas raz w tygodniu, aczkolwiek szansa, że wypada w dzień deszczowy jest duża)
  • Wyjście do sąsiadki, która akurat jest w domu - czyli też jest mamą malca, albo przyszłą mamą, albo właśnie szuka pracy
  • Kawiarnie dla Mam (ale to już temat na oddzielny wpis)

A jutro ma być słońce i tego życzę Nam Wszystkim!

**Wkrótce przygotuję wpis o fajnej książce, która jest ze mną od kilku lat, wykorzystywana w pracy, a teraz z M.

wtorek, 25 czerwca 2013

Na co nie może liczyć współczesna matka

Tulę, przytulam, kołyszę, tańczę... Śpiewam, szumię, nucę, opowiadam, mówię, czytam... Noszę w chuście, nosidełku i wożę w diabelskim wózku. Masuję, używam wielorazowych pieluszek, naturalnych kosmetyków, śpimy z M, karmię piersią, itd, itd... Staram się. Robię co mi serce podpowiada, na co mam siłę. A jak nie mam to jej szukam. Mam oczy i uszy otwarte na wszelka pomoc, podpowiedź. Czytam poradniki, zaglądam na fora, pytam się siostry, mamy, innych mam,... I czuję się sama.
     Przeczytałam: "Współczesne matki nie mogą liczyć na instynkt macierzyński. Wiedzę o tym, jak wychowywać dzieci, czerpią z poradników i gubią się w gąszczy teorii, zamiast uczyć się od Indian czy Papuasów najbardziej naturalnych zachowań." NG nr 6, czerwiec 2013r.
     Autorze i nie tylko! To nie brak instynktu jest największą bolączką matki europejki. To samotność! Brak wsparcia, współodczuwania, uczestnictwa, prowadzenia... Mężczyzna wychodzi do pracy (po zwierzynę), a kobieta z małym ssakiem zostaje w czterech ścianach. W tym czasie karmi, przewija, śpiewa, wychodzi na spacery, bawi się, robi zakupy, gotuje, je (jak jej się uda), masuje, uspokaja, tuli do snu. Większość z tych rzeczy po kilka razy. Wieczorem wlecze się do łóżka, ale jeszcze krótka rozmowa z mężem, krótka kąpiel, szybkie ogarnięcie mieszkania, szybkie odpisanie na maile,... szybko mijają kolejne godziny. Pada matka. Potem budzi się i karmi. I tak również kilka razy. A przecież jeszcze przed chwilą mogła w każdej chwili zrobić sobie drzemkę poobiednią, wsiąść na rower i pojechać nad Wisłę, mogła zasiąść z Baumanem w ręce przy kieliszku wina. Mogła. Potem była w ciąży, Błogosławiona Matka Polka, Siatkara (z zakupami). Jedni na nią chuchali i dmuchali: "Połóż się kochanie, ja to zrobię!", inni irytowali: "Nie jedz Tego, nie rób Tamtego!", dla pewnej grupy była niewidoczna (w autobusach, kolejkach), dla innych była symulantem: "Dzisiaj w ciąży każda od razu jest chora i idzie na zwolnienie!" (i idzie, bo ciąża zagrożona, szpital, łóżko). Ale Była.
Matka urodziła. Najlepiej naturalnie, szybko, bez znieczulenia z uśmiechem na twarzy dla Taty, Doktora, Położnej no i Dziecka. Potem jeszcze kilka fotografii, najlepiej artystycznych, dziecko z muszelką na plecach, telefony, odwiedziny i zaczyna się Macierzyństwo bez instynktu.
Siedzi Matka na urlopie w domu z dzieckiem i jej się nudzi. Może by jakiś projekt napisała. Ugotowała. Siedzi cały dzień w domu i nie posprzątała? "Płacze? Będzie gorzej! To dopiero początki!"- radzą najbliżsi z uśmiechem ironicznym na twarzy, oczywiście nic złego nie chcąc przez to powiedzieć. Siedzi Matka w domu i nie ma siły, a przecież jest Matką! I to tylko jednego dziecka, a kochanie chce się jeszcze rozmnażać. Siedzi Matka... właśnie, czy ona siedzi?
Wychowuje Mama swoje Dziecko. Nie potrzebuje litości, podziękuje za obecność. Zrozumienie też jest w cenie. Wolałaby nie być przedmiotem w sporach politycznych, musieć za wszystko dziękować i o wszystko walczyć. Chciałaby mieć krąg kobiet wokół siebie z Prababcią, Babcią i Matką na czele. I żeby mężczyźni już nie wypowiadali się na temat jej instynktu macierzyńskiego!
     "Współczesne matki nie mogą liczyć na wsparcie w wychowywaniu dzieci zarówno ze strony swoich mężczyzn, jak i kobiet. Dlatego wiedzę i wsparcie czerpią z poradników biorąc na siebie odpowiedzialność wyboru najlepszej metody, kierując się przy tym matczynym sercem. Zamiast pisać o braku instynktu macierzyńskiego współczesnych kobiet,  radzę uczyć się od Indian jak otoczyć Matkę naturalnym wsparciem ze strony innych kobiet. I mężczyzn!" Mama Mirona, czerwiec, 2013r.


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Pomelo śni

Noszę w sobie takie marzenie, że kiedyś zacznę pisać bajki. Mam już kilku bohaterów, wymyślone tytuły, pomysły ale brakuje tego momentu by zasiąść i napisać.
Nie roztrząsam tego. Choć wydawało mi się, że matkowanie obudzi we mnie pragnienie, to M. jest jeszcze zbyt mały aby coś z bajki zrozumieć, więc ograniczam się do śpiewania kołysanek. Za to odkryłam w sobie nową pasję, przyjemność - są to właśnie książki dla dzieci!
Tak, zanim Miro się urodził na jego półce już stała cała seria Muminków, Kazik na rowerze, Mikołajek i wiele innych pozycji, którymi mogłam się podzielić z synkiem. Teraz, zważywszy, że absolutnie nie mam czasu na moje lektury odnajduję dziką przyjemność w wybieraniu książek dla małego i ich wspólnym odkrywaniu. Dzisiaj przedstawię moją ostatnią wielką miłość i tak zamierzam robić regularnie, bo pisanie o nich stanie się moim kolejnym uzależnieniem (tak czuję). 
Spotkaliśmy się w górskiej chacie. Był weekend majowy, niezbyt ciepły. Ja, mąż i Miro (który jeszcze borykał się z kolkami) i 30 innych osób, których celem był odpoczynek. Każdy z książką w jadalni, przy kominku, na hamaku, pod śpiworem. My z Mironem na rękach. 
- Gosiu - zapytałam - czy masz dla mnie jakąś książkę?
- ??? - spojrzała na mnie. Jak ja chcę coś przeczytać pewnie pomyślała, ale na szczęście nie powiedziała. 
- Coś takiego, co się szybko czyta, ale dodaje siły, energii, wiary,... - ciągnęłabym dalej gdyby nie wzrok Gosi...
- ??? - właśnie ten wzrok. 
Kochana szukała, szukała, swoim mądrym wzrokiem biegała po grzbietach ksiąg w swojej biblioteczce i kiedy już traciłam wiarę powiedziała:
- Myślę, że na chwilę obecną jedynie Pomelo spełni twoje oczekiwania - i podała mi małą różową książeczkę, w której się natychmiast zakochałam. 

Pomelo jest małym różowym słonikiem, który albo myśli pod latawcem, albo się zakocha (na przykład w truskawce z trzeciego rzędu), albo śpi i śni. Śnią mu się dmuchawce, albo że tańczy cza-czę lub ma spodnie w groszki (albo w paski - tego nie jest pewien). Pomelo nie ma ograniczeń - jak przekonuje autor na okładce, wyraża rzeczywistość w prostych słowach i śmieszy przy tym do łez. Bo każde dziecko zadaje sobie pytania, których czasem nie sformułuje, a Pomelo śni o tym, że pod jest nad, że zamiast ukochanych dmuchawców są kotawce, i że świat może być niebieski! A jak dzień jest zwyczajny, to ogłasza karnawał!
Pomelo śni to trzecia poznana przez nas książka o rzeczywistości małego słonia (po Pomelo ma się dobrze pod swoim dmuchawcem i Pomelo jest zakochany). Czytamy ją wspólnie, zaglądam do niej sama. Rozśmiesz mnie, zmusza do opowiedzenia Mironowi świata trochę innego, niż tego poważnego, dorosłego i przenosi w krainę dziecięcych pytań. Polecam, szczególnie na dobranoc!


Pomelo śni
Autor: Ramona Badescu (tekst), Benjamin Chaud (ilustracje)
Wydawnictwo: ZAKAMARKI,  2013r. 
Cena: 29,90zł

P.S W przygotowaniu Pomelo i przeciwieństwa oraz Pomelo i kolory

niedziela, 23 czerwca 2013

Serce matki i płuca matki

Jest środek nocy. Karmię średnio co dwie godziny. Już co najmniej od trzech powinnam spać, aby w dzień być wyspaną dla M. Piję kolejną meliskę z rumiankiem, a w głowie mam gonitwę myśli. Im bardziej staram się odsunąć myśli, tym mocniej odzywa się serce.
Serce matki. Dopiero badam, poznaję, sprawdzam, przekonuję się. Jest łagodniejsze, spokojniejsze. Bije miarowo. Złości się mniej, mniej wymaga, za to więcej zauważa, bardziej docenia. Jest silniejsze, łagodniejsze, nieobliczalne w obliczu zagrożenia.
Mój blog dopiero powstaje. W moim sercu jest już od dawna, a w nowej rzeczywistości wciąż w powijakach, bo zawsze jest do zrobienia jeszcze coś. Historia Justyny i jej walki o życie mnie zatrzymuje. Okrutnej walki z czasem, o pieniądze, o nasze zaufanie, zwrócenie uwagi...
źródło: fotogaleria "Płuca dla Justyny"
Jest mama, jest kobieta, żona, wolontariuszka, harcerka. Jest mi bliska, bo bliskie jej jest działanie na rzecz innych. Teraz inni mobilizują się dla niej. Tysiące osób robią co mogą aby zdobyć pieniądze na przeszczep płuc. Dawcy są. Czas biegnie jakby za szybko, szkoda więc czasu na sen. Może jutro nie będę miała siły na czwartą godzinę tańcowania przez lustrem z M., może nie będę miała siły uśmiechnąć się z rana, może padnę po wieczornej kąpieli razem z synem zostawiając Tatę M. samego, ale czy nie da się tego nadrobić?
Jeżeli ktoś mnie czyta... Potrzebne są pieniądze! Brzmi twardo, okrutnie, ale takie jest. Ta walka nie jest cukierkowa, ta walka jest trudna, przeciwnik silny ale nie niepokonany! Ja w to wierzę i wierzę w ludzi! Wierzę w siłę Justyny i dobre zakończenie!
Więcej o Justynie i akcji "Płuca dla Justyny" TUTAJ

P.S Jeszcze się nie rozpisałam, nie odnalazłam rytmu. Na nowo poszukuję stylu w napotkanej rzeczywistości. Proszę o wyrozumiałość.

wtorek, 4 czerwca 2013

O narodzinach inaczej przy okazji niewyspania

Wiedziałam. Tak, czytałam o tym, przygotowywałam się, jestem uświadomiona, empatyczna, rozumna... Byłam przygotowana na niespanie. Nie będę nawet wspominać o dziennych drzemkach, bo to już mgliste wspomnienie. Może jeszcze kiedyś się przydarzy. Ale noc! Już nie dla mnie. Nie dla mnie i męża. Cała dla niego. Co dwie godziny, regularnie, punktualnie, prawie co do minuty. Pojękiwanie, stękanie przeradzające się w płacz. Wstaję i karmię.Czasem leżę i karmię. Zasypiam, budzę się. Odkładam, przewijam, tulę karmię...Wstaję i robię śniadanie. Noc minęła nim zdążyłam zasnąć. Witaj nowy dniu z uśmiechem na twarzy. Ale byłam przygotowana, wiedziałam. Dlaczego ta wiedza i świadomość nie pomaga? Nie daje ulżyć, odetchnąć? No dobrze, ale to było do przewidzenia.
Jest jednak gorsze niespanie. Dziecko śpi i zbiera siły na dzień. Mąż śpi. Psy śpią i większość sąsiadów i Twoich rodaków też przewraca się na drugi bok. Ty patrzysz w sufit i nie możesz zamknąć powiek. Pod nimi obrazy jak z thillera -kredyt, rachunki, szczepienie, obiad, urodziny przyjaciółki, co dalej, co dalej? Kiedyś głowa pełna marzeń i planów, dziś ciężka od wyborów, które spotyka. Gdzie zaczyna się moje, gdzie Twoje, gdzie nasze? Kiedy moje jest ważniejsze niż Twoje, co jest dla Naszego dobra, a co tylko dla mojego? Czy moje Cię uszczęśliwia czy unieszczęśliwia? Czy moje spełnienie da Tobie szczęście?
Przeczytałam, że pierwszy poród jest podwójny - rodzi się dziecko i mama. Jest jeszcze moment zajścia w ciążę, pierwszego uśmiechu,... pewnie każda z nas pamięta to inaczej. Ja poczułam wczorajszego niespania. Jestem mamą i to jest teraz najważniejsza rola, plan na przyszłość. Wszystko inne poczeka, zdarzy się przy okazji, nie zmąci mamowania. Banał? Niby tak, ale jakoś tak się składa, że wszystko co najprostsze przychodzi w trudach i z czasem. I paradoksalnie trzeba do tego dojrzeć, spotkać psychoterapeutę... Mnie wystarczyła nieprzespana noc. Błogosławiona noc!
Witam!
Mama pisze...