środa, 28 sierpnia 2013

Przed końcem dnia

Jeszcze nie koniec...

Lata.

Wakacji. 

Dnia. 

Życia. 


Z dreszczem emocji nie mącącej spokoju... 
będąc, gdzie jestem, tu i teraz nie gdzie indziej... 
zapisuję przyszłość. 
Mam nieodparte wrażenie, że się uda. 
Coś zawsze się uda!


środa, 21 sierpnia 2013

Wdzięczność

Odkąd pojawił się Miron funkcjonuję w pozycji pionowej bądź poziomej około północy. Nie było nic pomiędzy. Mój syn wszystkiego domagał się w tempie "na wczoraj", więc goniłam za nim nosząc go na rękach z zabawką jedną, drugą i piętnastą. W foteliku, koszyku, wózeczku i łóżeczku. Na długo, krótko i na golaska. Z piersią gotową do karmienia, ustami do śpiewania i rękoma do podrzucania. Pośród zakurzonych książek, starych nieprzeczytanych gazet, niepozmywanych naczyń i kolejnej butelki wina otrzymanego w prezencie. A on tylko spogląda spod tych rzęs niewiarygodnie długich, chwilę się zamyśla i znów się domaga. "Na wczoraj", żeby było jeszcze szybciej, jeszcze wyżej, jeszcze śmieszniej. Padam, zapadam się, spadam...
Gdzieś pod powieką przelatują mi obrazy osoby mojej w fotelu czytającej. Z wiatrem we włosach, roztańczonej albo drzemiącej, jak kto woli widzieć mnie. Przypominam sobie wyobrażenia macierzyństwa z filmu amerykańskiego, czy produkcji choćby europejskiej. Tego nie było. Zajadam zmęczenie, frustrację, samotność również. Zapętlam się. Osadzam się i ucieczkę planuję. Kocham ponad wszystko, czasem przez łzy. Rozglądam się. Wokoło. Zaglądam do środka.

Autor: Louise Bouti
Uśmiecham się do Siebie. Do Siebie przede wszystkim. Siebie walczącej, wygrywającej i przegrywającej. Delikatnej i silnej zarazem. Ospałej i działającej jak trzeba. Dziewczynce uznania szukającej i kobiecie samowystarczalnej. Wdzięcznej.
Za zdrowie swoje i bliskich. Za Męża i Syna. Rodzinę i Zwierzęta. Ludzi Poznanych, Znajomych i Przyjaciół. Za Dom. Za podróże i zmysły chłonące świat. Za ciało słuchające, morze szumiące i góry wiecznie stojące. Za wątpliwości, porażki i pustkę do ponownego wypełnienia. Drogowskazy, bariery, marzenia do spełnienia. Za trud macierzyństwa, pierwszy uśmiech, ząbek i pląs ku przodowi. Za pierwsze MAMA, wciąż wyczekiwane. Za bezpieczeństwo, wodę, elektryczność. Pierogi zimą i lody latem. Wakacje poza domem i długie wieczory w domu. Za ludzi, którzy są blisko i czerpań z nich mogę i tych co odeszli, bo może tak lepiej. Za czas, choć się kurczy coraz bardziej, wyciskam go jak cytrynę. I mogę jeszcze śmiać się do rozpuku. No mogę i mam z kim. Wdzięczna jestem.
Za to miejsce, co powstało. Moje małe, kameralne. Za to, że coraz więcej osób tutaj zagląda, część zostaje. Stajemy się bliscy. A przecież nie ma tu reklam, konkursów, przymilania się żadnego. Zdjęć artystycznych czy pomysłu na siebie. Jesteśmy sobie, sobie bliscy Wdzięczna jestem. Za każdy komentarz tutaj zostawiony, miłe słowo, pozdrowienie. Za kolejną nominację w zabawie i wygraną w innej. Serce me rośnie. Że do Was mi coraz bliżej. Że jestem czytana i Was poznawać mogę. Prosić o prezent dla dziecka przyjaciół mam kogo i wdzięczność mnie rozpiera za to cudo małe.

Dziękuję bardzo!!!

Odpowiedzi na pytania w zabawie Liebster Award od przemiłej, robiącej magiczne zdjęcia i bliskiej mi Kaan z tamgdziesercemoje.blogspot.com

 1.Twój znak zodiaku?
Panna
2.Domki z piasku czy na piasku?;)
Zamki z piasku na plaży
3.Twój największy nałóg?
Gromadzenie książek i jedzenie słodyczy
4. Za 20 lat będziesz....
też chciałabym wiedzieć:)
5. Marzenia się spełniają, więc marzysz o...?
Chyba nie mogę napisać, bo mogą się nie spełnić:)
6. Płaczesz nad rozlanym mlekiem?;)
Czasem tak, czasem tylko chwilę, a innym razem biorę ścierkę i idę dalej
7. Najpiękniejszy moment w życiu?
Pierwsze przytulenie M.
8. Czy lubisz chodzić boso?
Zdecydowanie
9. Pora roku, za którą tęsknisz najbardziej, kiedy mija?
Lato, ze względu na wakacje i jesień, bo ja lubię, a zimy w mieście nie.
10. Ulubiony napój to...
Biała herbata z imbirem i cytryną
11. Morze czy góry?
Morze, choć ostatnio coraz częściej góry. 


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Syn mój

Syn mój.



Potrafi to, czego się do tej pory nauczył. Wykorzystuje ku temu całe gibkie ciałko plus aparat gębowy. Mierzy i waży odpowiednio. Wagi w domu nie mamy i stresu też nie. Upodobał sobie jedyny słuszny sposób odżywiania poprzez matkę karmicielkę, odrzucając totalnie wszelkie smoczki, butelki i inne kaszki. Noszony przodem do świata na wysokości oczu rozmówcy jest w swoim żywiole i zachwyca bystrym spojrzeniem. Pozostawiony sam sobie, po upłynięciu minuty domaga się pieszczot, rozmów, zabawy, jednym słowem akcji! Nie choruje, nie ma alergii, odparzeń, wysypek. Ma dwa psy, niewyprasowane pieluszki i ciuszki oraz jeden i ten sam krem do pupci odkąd na świecie się pojawił. Ma matkę minimalistkę i ojca minimalistę. Ich się nie wybiera.

Syn mój.

Nie ma pokoju w stylu skandynawskim, pasujących do wystroju pluszaków i ramek ze zdjęciami. Nie ma nawet albumu z fotografiami, pierwszej książki wypełnionej, zapamiętanej daty pierwszego uśmiechu. Nie ma chrzestnych, zaplanowanej ścieżki kariery i sportu do uprawiania. Nie ma ubrań modnych, butów, które nie są mu potrzebne ani zabawek ekologicznych.

Syn mój.

Ma matkę i ojca, a to już dużo. Matkę i ojca, którzy go kochają, a to jak spojrzeć globalnie, naprawdę bardzo dużo. A ma dużo więcej. Oczy, które widzą i uszy, które słyszą. Serce bijące i płuca oddychające. Ma swój pokój i miejsce do spania zawsze przy mamie. I czas tej mamy tylko dla siebie.

Syn mój.

Poznał górskie szlaki, zapach lasu i szum morza. Uwielbia tańczyć z mamą, pływać z tatą i obserwować jamnika. Jeździć na kundelku też lubi. Zna się z chrześcijanami, buddystami i ateistami. Noszony na rękach przez wszystkożerców i wegetarian na weganach kończąc. Podwójny uczestnik na obozach jogi. Śpi wszędzie i w każdych warunkach. Nie boi się obcych, uwielbia bliskich. Obserwator natury dzikiej i ludzkiej. Ufa bezgranicznie. Żyje całym sobą.

Syn mój.

Kończy dziś pół roku.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Niedługa opowieść z kubkiem w tle

Cztery strony świata mojego, w środku ja. W ciszy i sobie zakorzeniona. Wiedząca, czego nie chcę i wiecznie tego pragnąca. Walcząca o siebie. Może zbyt nieśmiało? Może…

Witam kolejny dzień dość ospale. Nie czekam co mi przyniesie, nie planuje. Niech się zadzieje życie. Nakładam różowe okulary. Trochę na siłę. Oj, mocno na siłę. Może dlatego nie działają? Może…

Szukam cudu. Szukam daru. Szukam prostej odpowiedzi na proste pytanie. A gubię się i motam, podnoszę się z ludźmi i opadam samotnie. Może gdyby było odwrotnie? Może…

Zerkam gdzie jestem. Sprzątam, pakuję, wychowuję i wyprowadzam. Piekę. Opiekuję się i szukam. Czasu, co się kurczy i wydłuża. Może gdybym zaufała tu i teraz? Może…

Nad morze pora. Głowę przewietrzyć wiatrem . Na tej głowie stanąć, perspektywę zmienić, zawalczyć raz jeszcze. Ze sobą o siebie. Postawić warunek, żeby znów go złamać. Podążyć za sobą, kiedy słucha się nie siebie, czy siebie? Kiedy wiadomo?  Może właśnie o to chodzi, że nigdy nie wiadomo? Może…



Mamo z nastrojem wiecznie wątpiącym, siedząca przed kubkiem pustym do połowy. Jest potwierdzone, zapisane na zdjęciach i w papierach z twoim numerem PESEL. Są braki. W garderobie, gdyby przyjrzeć się Tobie,  w rozmowach , co w głowie zostają niewypowiedziane, w obiedzie nieugotowanym i miejscach nieodwiedzonych. Braki w sercu po ludziach , co o nas zapomnieli i tych co odeszli na zawsze.

Spójrz matko na horyzont i oczy zmruż. Poczuj wiatr i przestrzeń, ciszę w sobie. Weź oddechów kilka głębszych, pewnie teraz się wzruszysz i ciarki cię przejdą. Łza popłynie na pewno. Tutaj braków nie ma.

Łza szczęścia niebywałego z ludzi wokoło i rodziny przede wszystkim. Z rąk dwóch zdrowych do pracy i głowy z pomysłami. Poduszki miękkiej, na której głowę ową co noc bezpiecznie można ułożyć, a z rana lodówkę otworzyć z pewnością, że pełna jest. Z miejsc odwiedzonych i rozmów przeprowadzonych. Książek przeczytanych i filmów obejrzanych. Z kraju bez wojny. Z wolności i zdrowia. Kwiatów kwitnących, ziemi życiodajnej, wody w kranie, i…

...z siebie, że jeszcze się zatrzymać potrafię i ten kubek do połowy pełnym widzę.


piątek, 2 sierpnia 2013

O wszystkim i o niczym zarazem


Nie będę pisać o rodzicielstwie bliskości, jako jedynej słusznej metodzie wychowania dzieci, ani o żadnej innej metodzie. Ani o dzieci noszeniu i ich samokarmieniu. To wszystko się u mnie po prostu dzieje, bo M. tak wybiera i gdybym mogła, to nawet odkleiłabym go na chwilę od siebie. O tak! Ale syn, jak potomek Papuasów zawsze w pozycji pionowej, twarzą zwrócony do przodu. Ręce odpadają, plecy jogiczne wysiadają i nadzieja w tym, że takie dzieci, wg badaczy wielu, są bardziej samodzielne, szybciej dojrzewają i nie przechodzą młodzieńczego buntu. Módlmy się o to do Bozi, co wiele imion nosi!

Nie będę pisać o tym, że jestem zmęczona. Przecież walczyłam o niego od tyg. 26 w szpitalu i domu, biały sufit oglądając i tylko z nim rozmawiając.

Nie będę pisać o samotności, kiedy inni biegają, załatwiają. Czasami ktoś sobie przypomniał sms napisał, a co tu odpisać w znakach 160? ( i wciąż nie umiem o tym pisać nie pisząc nawet)

Nie będę pisać o porodzie, wymarzonym, zaplanowanym i przygotowanym. Nic z niego nie wyszło. I co to zmieniło?

Nie będę pisać o tym, że nie ma już Mamy mojego.

Nie będę pisać o tym, że znów mam kryzys zapisywania tej przestrzeni. Okazało się bowiem, że pomysł na nią zrodził się w głowie, a pisanie z innego organu płynie. Wyszło inaczej niż miało być. Teraz Mama Mirona zażenowana jest, że czytają ją znajomi bliżsi i dalsi, mąż i jego znajomi, zupełnie nieznajomi,... Gdyby jeszcze talent miała!

Nie będę pisać o tym, że na spotkanie mam blogujących się nie zakwalifikowałam. Choć do Czułego mam niedaleko, zapedałować jeszcze bliżej, to mogę dziewczyny co najwyżej przez szybę obejrzeć, glonojada zrobić, smakiem się obejść i wrócić do domu przed monitor. Blogująca mama!

Nie będę pisać o tym, że pomimo tego, co w akapicie powyżej mam nieodparte wrażenie, że do końca tego roku wygram w totolotka. Na razie dwójki trafiam. Trzy złotowy podatek od marzeń.

Nie będę pisać o tym, że choć serce trochę marudzi, że czegoś za mało, a innego za dużo, coś zbyt krzywe, a inne nudne  to wdzięczność mnie przeszywa, jak swoje stado zbiorę, zliczę, do snu ułożę całe zdrowe i szczęśliwe!

Nie będę pisać o tym, że zawsze najlepsze pomysły przychodzą do mnie w nocy i nigdy nie mam ich na czym zapisać, więc zasypiam przekonana, że ich nie zapomnę. I zawsze zapominam!



Napiszę jednak krótko, że może jednak kiedyś zacznę o tym wszystkim pisać.

A na razie mniej mnie tutaj, więcej w sobie, w codzienności nad jagodami i groszkiem. Z Mironem. Trochę więcej na Facebooku, gdzie zapraszam serdecznie:)