sobota, 29 marca 2014

Totalnie pierwotne pragnienie pewnego człowieka, które ma sens

"Wielu ludzi wierzy, że istnieje na układzie współrzędnych świata punkt doskonały, gdzie czas i miejsce dochodzą do porozumienia. Może to nawet dlatego wyruszają z domu, sądząc, że poruszając się choćby chaotycznie, zwiększają prawdopodobieństwo trafienia do takiego punktu."
Olga Tokarczuk, Bieguni

Poznaliśmy się przed wylotem do Ghany. Był 2009 rok. Nie jechaliśmy w podróż turystyczną. Mieliśmy cel, by się sobą podzielić. I dzieliliśmy również wspólne miejsce do spania, moskitierę. Praliśmy sobie ubrania (czy tylko ja prałam?). Tańczyliśmy do upadłego i pływaliśmy nocą w oceanie. Dostałam największe wsparcie leżąc z malarią. Ba, nawet tradycyjne stroje afrykańskie uszyliśmy sobie z tego samego materiału.



Po powrocie do Polski nasze drogi wciąż się schodziły i rozchodziły. Wspieraliśmy się i nie rozumieliśmy. Rozmawialiśmy. Realizowaliśmy swoje marzenia. Zerkaliśmy w swoją stronę.

Ostatni raz spotkaliśmy się dokładnie rok temu, chyba w kwietniu. M.był wtedy maleńki, kolki cierpiący w chuście na mej piersi. I cały mój świat wokół niego. Cieszyłam się z wizyty dawno niewidzianego kompana i czułam, że teraz jest jego czas. I że oboje jesteśmy we właściwym miejscu. Ja z rodziną, a on w Indiach. Dogonił marzenia.

W niewielu ludzi wierzę, tak jak w Tomasza. Wszystko, czego się podejmuje wynika z pragnienia płynącego z trzewi. Pierwotnego totalnie. Głębokiego. Widzę w nim siebie, sprzed kilku lat, kiedy dogoniłam swoje marzenia, mieszkając daleko od domu. Wtedy też potrzebowałam wsparcia. Otrzymałam je.

Dziś ja, Mama Mirona. podróżniczka, podróżująca już głównie w głąb siebie proszę o wsparcie marzeń kolejnej osoby, która nie pozostaje obojętna.

Bardzo proszę,




Z okazji Twoich urodzin. Sto lat, Tomaszu:)

środa, 26 marca 2014

Manifest słonicy

Na przednówku wyzwań, realizacji planów...
spełnianiu marzeń
broniąc swoich granic
zdobywając szczyty

Sięgając gwiazd, które na wyciągnięcie ręki są.
Ten pierwszy krok...

Staję przed lustrem i głaszczę się po trąbie.

Dziękuję Słonicy za tekst o nas, Słonicach.

"Istnieję w sposób zdecydowany i jednoznaczny - co do tego nikt nie ma wątpliwości; inni muszą się liczyć z moim istnieniem, bo:
Jestem wielka i zajmuję dużo miejsca.
Jestem ciężka i stąpam głośno.
Poruszam się powoli i moje ruchy zajmują dużo czasu.

Jestem taka, jaka jestem, niezależnie od tego, co chcieliby inni.
Jestem niezgrabna, co innych może drażnić i niecierpliwić.
Mam duże uszy, co innym może się nie podobać.
Mam grubą skórę, na co inni mogą się oburzać.
Mam trąbę i tym się wyróżniam, choć inni mogą nie akceptować mojej odmienności.



Nie jestem agresywna.
Jestem z natury łagodna i nie działam zaczepnie.
Nie poluję na innych i ich nie atakuję.
Jeśli jestem dobrze traktowana, jestem pomocna i dobra.

Umiem bronić siebie i swoich praw.
Mam wielką siłę. Zdaję sobie z tego sprawę zarówno ja, jak i inni.
Używam tej siły tylko do obrony moich podstawowych interesów."*

*za P. Fijewski: "Jak rozwinąć skrzydła"

poniedziałek, 24 marca 2014

Kraina w mojej głowie

Powiadają, że łazienka w stylu Zen.
Że ja cierpliwa. Osadzona.
Terapeutka prosi jednak, bym wróciła do Teraz.
Ja wracam. Do domu przez park. I dialogi wewnętrzne prowadzę. Nieustająco.

Deszcz pachnie wiosną.
A jak pachnie w Krainie Deszczowców?
Co jest takiego w tym miejscu, że z mojej głowy wyjść nie chce?
Może już się przeniosło do serca? Miłość platoniczna. Kiedy marzysz o spotkaniu i jednocześnie boisz się go najbardziej w świecie. Żeby nie zepsuć (to moje obawy odwieczne- hop! hop! terapeutko, gdzie jesteś?)

Za oknem dziś, jak w Krainie.
Na parapecie gotowe do wyjścia kalosze. Mistrza mojego. Ja deszcz wolę na boso witać w Lesie. Zaklinam sytuację, kaloszy nie mam. Można tak?



Moje mieszkanie od czasu do czasu chlebem bananowym pachnie. I wiem, że w Krainie jest podobnie. I jeszcze szybko się upewniam, co do proporcji. Szybko odpowiedź dostaję.

Szybko. Od mamy, żony, artystki.
Wolniej. Czasami z dłuższą przerwą, kiedy nie wiadomo jak zacząć. Jakby nie można było po prostu.

Z sercem na dłoni. Głową w chmurach i stopami z korzeniami. Tak to widzę. I Szare Lale. Chmury i Łapacze. Miejsce w sypialni swojej znalazłam. Mistrz zasypia pod deszczem z tasiemek.

Podziwiam, podziwiam, podziwiam. Dobę, która chyba godzin więcej ma niż moja. Dzieła małe, duże. Oko cieszące i wiary dodające. Że Matka nie tylko człowiekiem jest. Ale i artystą. Z czasem na kawę. Na siebie.

W mojej głowie monologi takie.
O Tych, które podziwiam. Za które wdzięczna jestem, że się pojawiły. Choćby wirtualnie na razie.
Za Krainę i obrazki na dobranoc. Za odrobinę sztuki w moim życiu.

Nic wielkiego, odkrywczego. Bez silenia się na tematy. Like to, czy coś tam. Konkurs, srolkus. Liczbę odwiedzających. Komentarzy. Tych co nie ma, jak mnie chwilę nie było. (Gdzie Wy? O co chodzi? Jakich zasad nie pojęłam?) W postaci pisanej. Choć zaglądam wiernie. Tak, jak do Krainy ukochanej. I kończąc, gotowa jestem na wspólna kawę:)

piątek, 21 marca 2014

Pretekstem będzie granica

Dorosłość. To taki stan duszy, kiedy możesz śnić na jawie i mówić do siebie w wannie. Możesz jeść rogaliki ze śniadania na kolację. Nawet w nocy. Popić kawą, choćby zbożową, ale wyobrażać sobie espresso z kawiarni włoskiej. Dodatkowe centymetry w biodrach zgonić na gorszy metabolizm po ciąży. Przecież jestem dorosła! Bawię się tym jak dziecko. Żongluję!

Mogę sobie kupić książkę wymarzoną zamiast opłacić rachunek za telefon. Rachunek nie zginie, a książka może zniknąć ze sklepu. Choćby internetowego. No wiem, że tam będzie. Wiem! Ale ja mogę być niecierpliwa. Chcę, chcę, chcę już natychmiast!

Mogę czytać po nocach. Zarwać noce. Rozmawiać godzinami przez telefon z ukochaną duszą żeńską. Ok, zupa się sama nie ugotuje, ale można szybko wyskoczyć po pierogi. Bo mogę jeść pierogi, ale i kaszę zdrową czy kisiel na obiad. Mogę. I po umyciu zębów zjeść tabliczkę czekolady. Może nawet trochę chowając się przed mężem.Trochę nawet się wstydząc. A co mi tam! Bawi mnie to wciąż!

Mogę podróżować palcem po mapie syna mojego. Wciąż zatrzymuję się w Ghanie. W sercu spotykam się z tymi, których już nie spotykam. Zamykam oczy i pijemy kokosa, pływamy nocą w oceanie i plany snujemy jak zawsze!



Mogę marzyć nawet głośno o tym, że na tych mapach granic nie ma. Nie ma wojny, broni i niepewność o wolność.

I modlić się mogę, choćby do Boga samego, żeby mój syn granic nie przekraczał cudzych i o swoje świadomie dbał. A ja uczyć się będę od Mistrza. Dzień i noc. Dzień i noc.

Mogę sobie pisać, tak ważne dla mnie jedynej jedynie rzeczy, zamiast czytać, uczyć się, kontemplować. Ba mogę tańczyć sobie do muzyki z głowy, kiedy wszyscy śpią. Patrzeć jakie mam fajne stopy w tańcu. I spróbować sobie jakbym w grzywce wyglądała. Z dzióbkiem i bez! No tego się wstydzę!

Mogę czas marnować. Kółka malować. Esy floresy, a tu już dziesiąta. Przesadzam, to się nie zdarza. Ale mogłoby, a co!

Bo dorosłość zaczyna się nocą.
Kiedy człowiek pod jej osłoną dorasta. Do bycia dzieckiem.
Raz jeszcze.

wtorek, 11 marca 2014

Czuj czuj

Spotkałyśmy się, kiedy ja zakończyłam podróż swoich marzeń. Ona dopiero wyruszała. W wymarzoną, wyczekaną, zaplanowaną wędrówkę.

I tak wędruje do dziś.

Dziś wspólnie z dzieciątkiem, które swój roczek będzie miało za wiele miesięcy. I grupą przyjaciół, i ja w to wpadam bez reszty! Wierzę temu, co nie jest wielką instytucją, tylko dzieleniem się pasją. Z innymi. W miejscach, o których wolimy nie myśleć.

Bo w samej zmianie kontynentu nie ma nic nadzwyczajnego. Przynajmniej dla mnie. Ale już wyruszanie na spotkanie z Innym, z pełną gotowością i otwartością, co to spotkanie przyniesie... Z zaangażowaniem... Z poświęceniem wielu miesięcy przygotowań... I kiedy tym Innym jest dziecko... To z ulicy, to z obozu dla uchodźców. To ja się wzruszam. Dopinguję. Podążam. I wspieram, jak mogę.

Puszczam w świat.

Projekt Czuj Czuj.


O emocjach. Blisko mojego serca.

Rysunki dzieci z obozu dla uchodźców z Syrii; zebrali, opracowali i wydrukowali ludzie Czuj Czuj. Książka uczy nas emocji, Miron się zachwyca, a ja się cieszę, że mogliśmy pomóc.  

Można wesprzeć złotówką. Lub kilkoma.

Można śledzić.

Można się inspirować.

niedziela, 2 marca 2014

Dziecko

Taka cisza, co w uszach szumi...
Nie jest już moja.
Skupienie na sobie. Kolanie i uchu. Paznokciu. I tuszu rozmytym.
Nie jest już moje.
Sprawy nieważne, z każdego punktu widzenia, przerośnięte absurdalnie poza rzeczywistością.
Nie są już moje.

Odpoczęłam.
Oddaliłam się. Niech biegną beze mnie.
Ja nawet nie wiem, po co mam biec.
Z kim, i w którą stronę.
Usiądę. Odpocznę.
Przestrzeń wykorzystam i oddech złapię.

Z dystansu zobaczę, co najważniejsze jest dla mnie.

Sprawy najprostsze, znielubione, codzienne...
Osoby najbliższe.
I te za bliskie.

Spokój w tym, co daję.
Radość z tego co otrzymuję.
Niby nic, a umysł nie ogarnia.

Z tej podróży nie chcę wracać.

Czy zostaniesz ze mną, kiedy nie wiadomo co dalej?
Dokąd nas to zaprowadzi?
Co odkryjemy?



Mamo Mirona,
dorosłaś do tego, żeby śmiać się jak dziecko!

Cześć i czołem,
kluski z rosołem!!!