Olga Tokarczuk, Bieguni
Po powrocie do Polski nasze drogi wciąż się schodziły i rozchodziły. Wspieraliśmy się i nie rozumieliśmy. Rozmawialiśmy. Realizowaliśmy swoje marzenia. Zerkaliśmy w swoją stronę.
Ostatni raz spotkaliśmy się dokładnie rok temu, chyba w kwietniu. M.był wtedy maleńki, kolki cierpiący w chuście na mej piersi. I cały mój świat wokół niego. Cieszyłam się z wizyty dawno niewidzianego kompana i czułam, że teraz jest jego czas. I że oboje jesteśmy we właściwym miejscu. Ja z rodziną, a on w Indiach. Dogonił marzenia.
W niewielu ludzi wierzę, tak jak w Tomasza. Wszystko, czego się podejmuje wynika z pragnienia płynącego z trzewi. Pierwotnego totalnie. Głębokiego. Widzę w nim siebie, sprzed kilku lat, kiedy dogoniłam swoje marzenia, mieszkając daleko od domu. Wtedy też potrzebowałam wsparcia. Otrzymałam je.
Dziś ja, Mama Mirona. podróżniczka, podróżująca już głównie w głąb siebie proszę o wsparcie marzeń kolejnej osoby, która nie pozostaje obojętna.
Bardzo proszę,