czwartek, 4 lipca 2013

Jestem Wewnętrzny. Krytyk Wewnętrzny.

Rozważania przy wczorajszym myciu okien sprowadzały się do nadmiernego pochłaniania słodyczy, nauczenia M. picia z butelki, znalezieniu przestrzeni na wieczorne asany. Po głowie błądziły jeszcze myśli, że to wszystko i tak nie ma sensu. Wszystko, czyli mój najnowszy projekt, moja przestrzeń. Ta przestrzeń.

Wczoraj, u znajomej przeczytałam, że "teraz każdy ma bloga" i "każdemu wydaje się, że ma coś do powiedzenia". Podpisuję się pod jednym i drugim, co nie przeszkadza mi wejść w te szeregi. Właśnie teraz! Kiedy definiują mnie głównie jako Matkę Polkę, Walczącą, Karmiącą, gubiąc po drodze wszystko co było przed urodzeniem i jakby już nigdy nic nie miało nadejść (zobaczysz i tak już do końca życia). Chce mi się krzyczeć, choć wszystko ze mną dobrze! Ja tu jestem, byłam, żyłam jeszcze zanim matką zostałam! Plany mam, kilkanaście nawet, mamowanie mi w tym nie przeszkadza! Może jest trochę inaczej.

"Żyjemy w ogłupiającej kulturze cheerleaderek, w której wszyscy udają, że nie cierpią." D. Galas

Więc M. miał kolki. Całe dwa miesiące. Czytam poradniki amerykańskie również i odnajduje sposoby takie: "wygłuszyć ściany" czy "zadzwonić do koleżanki, której możemy się wypłakać". Jak to? Ja nie zadzwonię, ja dam radę, przecież każda to przechodzi - co będę głowę zawracać. A jak przyjdą pokażę, że jeszcze czas na umalowanie paznokci miałam i cisto upiekłam. Ogólnie jestem przeszczęśliwa, spełniona, wypełniona, i tak dalej, dalej, dalej.... A mały cierpi, ja cierpię, mąż cierpi i psy też.

Może jednak powiedzieć komuś, że nie jest tak różowo, ale jakoś specjalnie uciśniona też nie jestem. Nie tryskam energią wyglądając lepiej niż przed porodem, ale znów nie uważam się za hipcia i nie mam zamiaru walczyć z całym światem o swoje prawa. Po prostu odczuwam wszelkie, ogólnie dostępne emocje, podwójnie!

Jak napiszę, to mi lepiej. Jak ktoś to przeczyta (a statystyki są miodem na moje serce), to cudownie, jak skomentuje czuję się zaszczycona poświęconym dla mnie czasem. Zrozumiana. W swojej przestrzeni.

Ślimak, który niczemu nie jest winien, pomaga zwizualizować opisywany proces.
I pojawiły się wczoraj wątpliwości, zajrzał stary znajomy Wewnętrzny. W sensie Krytyk Wewnętrzny. Rzucił coś o babskiej paplaninie rozedrganej przez hormony mamuście, której się w głowie poprzewracało i uwierzyła, że umie pisać i do powiedzenia coś ma, z nadzieją, że ktoś to przeczyta i będzie cudnie paskudnie, więc lepiej to skończyć, choćby zaraz, zarzucić mycie okien i skasować, ślad wszelki zatrzeć po pisaniu zanim się wstydzić na dobre zaczęło za to, co się poczyniło... I mógłby tak długo Wewnętrzny. Krytyk się znalazł Wewnętrzny, gdyby nie głos z radia (opatrzność może), że znajomego starego trzeba przytrzymać. Nie dać się! Jednorazowa decyzja go wabi, więc z mozołem ślimaka choćby, (sfotografowanego przy okazji) zamykać się na jego wszędobylskie podszepty. Zaatakować jeszcze chwilę determinacją, wiarą, o tak - wiarą i do następnego przeczytania!

2 komentarze:

  1. Ten Wewnętrzny jest taki mądry, bo ma dożywotnią posadę. Jakby była możliwość powiedzenia mu, temu Wewnętrznemu, co się o nim czasem myśli i jaki jest użyteczny, to by może się zadumał nad sobą. Możne na święta da się do niego ludzkim głosem przemówić?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz!